Witam,
proszę o poradę co byście zrobili w tej sytuacji:
uczę już 2 rok na lekcjach indywidualnych rodzeństwo. Nie jestem filologiem, ale mam certyfikat językowy, ukończyłam studia, mam doświadczenie. Od samego początku rodzic tych uczniów chciał dobrze sprawdzić mnie, tzn. moją wiedzę. Nie zapytał wprost jakie studia skończyłam, tylko to były jakieś podchody. Ja nie ukrywam tego faktu, zresztą w ogłoszeniu też nie kłamałam.
Lekcje były u uczniów. Rodzic przez cały rok...przysłuchiwał się lekcjom i wcale się z tym nie krył. Jeśli miał jakieś uwagi, typu: "a nie wiedzieliście tego.." (bo ja np. musiałam spojrzeć na mapę, gdyż jestem kiepska z geografii, a zadanie wymagało takiej wiedzy, ale pomogłam zrobić pracę domową) to od razu po lekcji je wygłaszał. Ja w sumie czułam się jak więzień, cały czas na podsłuchu. Dodam, że jestem osobą, która nie lubi pracować jak ktoś się przygląda, kontroluje i zawsze tak miałam. Materiał który dzieciaki miały w szkole spokojnie ogarniałam. Ogólnie od samego początku rodzic mówił, że pogorszyły się oceny, że sam już pomóc nie potrafi i chciałby tez żeby coś dodatkowo robić z nimi. Ja starałam się prowadzić takie normalne lekcje. Powtarzałam z nimi to co było w szkole, (wtedy były lekcje online), dawałam też swoje kserówki- tematycznie zgodne z tym co aktualnie przerabiali w szkole. Zaproponowałam program do nauki słówek, ale rodzic nie chciał. Kserówki dawałam praktycznie co lekcja jako pracę domową głównie. Miałam wrażenie, że wynoszą coś z lekcji online, ale gdybym z nimi jeszcze raz tego nie przerobiła, to byłoby gorzej. Raczej nie byli to bardzo sumienni uczniowie. Dosyć zdolni, ale raczej nie bardzo pracowici i sumienni. Dodatkowo włączałam im słuchania z ich książki, których nie włączał nauczyciel na lekcji, robiłam quizlety, kserowałam regułki gramatyczne i ćwiczenia. Starałam się też mówić po anguelsku- głównie polecenia i jakieś pytania do tematu. Ale rodzic stwierdził, że jak mają się tak nauczyć angielskiego- chciał żebym uczyła wszystkiego mówiąc po angielsku - od wejścia do wyjścia. Dodam, że przede mną te dzieci nie chodziły nigdzie na dodatkowy angielski. Były na dość dobrym poziomie bo mieli dobrego nauczyciela w szkole, ale rzeczywiście nie byli przyzwyczajeni do mówienia po angielsku. Potrafili złożyć proste zdanie, czy prostą krótką wypowiedź. Ale rodzic kiedyś po lekcji przy mnie mówi do dzieci, żeby od samego mojego wejścia do wyjścia mówiły tylko po angielsku. Teraz jak to piszę, to sama się sobie dziwię, że to wytrzymałam, a właściwie to nie musiałam, miałam swoich stałych innych uczniów. Ogólnie rok zeszły uważałam za udany. Mimo iż sprawdziany wyglądały jak wyglądały to jednak ja nie pomagałam im ich rozwiązywać, jedynie sprawdziłam i rzeczywiście mieli jedynie drobne błędy więc oceniam, że pracowali przez cały rok. Pod koniec roku rodzic znów miał uwagę, żebym w przyszłym roku przypilnowała ich jeszcze bardziej. o0 W tym roku ledwie zaczęliśmy i sytuacja wraca ...żeby robić dodatkowe materiały, ( jakbym tego do tej pory nie robiła!), żeby gramatykę po angielsku tłumaczyć i mało tego nawet ten rodzic oszukał mnie, co szybko wyszło na jaw, mówiąc, że inny uczeń którego uczę też nie chce tych lekcji podobnie jak jego dzieci i żeby może właśnie coś dodatkowego robić, to może będzie lepiej.(zdziwiłam się, bo nie miałam takich uwag od mamy tego ucznia ani od niego). Przy najbliższej okazji skontaktowałam się z rodzicem drugiego ucznia , nie mówiłam co kto powiedział, ale jednak wyszło, że zostałam zmanipulowana, a ja martwiłam się, że robię coś nie tak. Już mam tego dosyć. Jestem osobą, która długo cos przeżywa i takie sytuacje mnie wyczerpują. Do tego ostatnio z jednej lekcji ów rodzic zrezygnował, bo jakies tam dodatkowe obowiązki, ale ....wymagania pozostały te same, a nawet większe...żeby może w takim razie zadawać więcej pracy do domu w zamian za tę lekcję....to ciekawe. Jak ja sobie to wszystko na spokojnie przemyślałam, to przecież ten rodzic nie powinien mieć ciągle takich uwag, bo jak wspomniałam przygotowywałam się do zajęć. Jakoś ciężko było mi postawić na swoim, czasami tak mam w zetknięciu z niektórymi osobami, ale mówiłam wprost, że np. tak i tak nie robi się, ale cóż...i tak wie lepiej. Zastanawiam się nad rezygnacją, bo szkoda mi mojego zdrowia, a ucznia innego na to miejsce bym chyba znalazła. Tylko jak to ewentualnie załatwić....ogólnie nie decyduję się na zakończenie korepetycji w trakcie roku. Na początu roku tylko jednej mamie odmówiłam lekcji dla dziecka, bo sytuacja była podobna, nie wiem czy oni nie będą kolejni.